
Kupiłem na starociach za flaszkę gitarę "klasycznę" marki Phhr - chiłczyk jak złoto

Ostatnio jestem na etapie upraszczania swojej filozofii lutniczej sprowadzajęc ję do prostego zdania, że drewno ma byę suche, a gitara zrobiona dobrze:) No to pytanie czy z takiego gniota można coś wycisnęę? Pewnie niewiele, ale zobaczymy. Brzdęknęłem na niej na tych strunach, które były i o dziwo wydała z siebie jakił dęšłwięk, który nie drapał w ucho. Dziwne. Grywalnołę zerowa, gryf o profilu kilofa - to mało powiedziane - koromysło. Podstrunnica farbowana na heban o radiusie wartołci ujemnej (wklęsła) - zrobiona z trójwarstwowej sklejki, progi ultra cienkie, jak do ukulele soprano...cała ze sklejki pokryta rakotwórczym lakierem. No ale cóż. Oskrobałem tu i tam, żeby zobaczyę co pod winnym lakierem się dzieje. Całołę to klon (gryf) i sklejka z drewna ala brzoza, jałniutka. Przy skrobaniu myłlałem, ze padnę od smrodu tego lakieru - co to może byę? Pod nim wyraęšłna warstwa szpachli natryskowej, fu.
A co będzie, jak się ten rakotwórczy lakier zdejmie, całołę oszlifuje, da porzędnę podstrunnicę, a gryf przeprofiluje na wygodny?
Zagra? Sam jestem ciekaw. Nowa na allegrze kosztuje chyba 130 zł. O 100 zł za dużo. I pomyłleę, że rodzice takie gitary dzieciom swoim kupuję :( Co za czasy.
Odkleiłem podstrunnicę i zaskoczenie:) W osi siedzi płaskownik stalowy 6x3 mm jako usztywnienie gryfu ze spalted maple
