Trella - i co tu z nią zrobić?
Moderator: Jan
Trella - i co tu z nią zrobić?
Ostatnimi czasy wpadł moje łapska taki oto egzemplarz rodzimej sztuki lutniczej. Jest ta mianowicie gitara marki Trella, która to marka działała niegdyś w Tarnowie. Jak wykazuje załączona dokumentacja fotograficzna klecili swoje dzieła ze wszystkiego co było wówczas na rynku dostępne - głównie z komponentów spotykanych w ówczesnych Defilach.
Nie mam pojęcia z czego wykonano gryf (tragiczny, o czym później) oraz korpus (też nie cacy) , jednak mam wszelkie powody przypuszczać że użyto jaworu i olchy. Załączone zdjęcia pochodzą z aukcji allegro - oddają istotę rzeczy więc nie robiłem na razie własnych.
Po co zakupiłem? Dla zabawy. Oraz dlatego, że od zawsze poszukiwałem fajnego korpusu, który posiadałby następujące cechy: kształt strata, brak pickguarda, dziurę na jeden humbucker i przede wszystkim - żadnego cholernego tremola czy floyda! No i bingo.
Celem nie jest renowacja i przywrócenie gitary do stanu pierwotnego. Raczej nabycie wprawy w pracy nad przyszłym (być może zbudowanym od podstaw) własnym instrumentem, a przy okazji stworzenie gitary na której da się grać i która będzie w miarę dobrze wyglądać.
Kilka słów o samej gitarze:
1) Korpus. Jak wspomniałem podejrzewam, że z olchy. Drewno użyte do jego budowy zapewne było słabo wysezonowane. Pod grubaśną warstwą lakieru mimo wszystko dostrzegam wyraźny ślad klejenia z dwóch kawałków, w dodatku nie centralnie. Wyżłobienie kieszeni jest co najmniej po 2mm (sic!) z każdej strony za duże w stosunku do gryfu. Gdybym był złośliwy powiedziałbym że daje to unikalną możliwość ręcznej regulacji położenia gryfu w zakresie do 5 stopni. Ale nie o to chodzi. Kolejny istotny minus do brak wyprofilowania pod rękę i pod brzuch. W pozycji siedzącej sprzęt wydaje się ciut toporny.
2) Gryf. To koszmar. Tu nie chodzi o błędne wykonanie ale o błędne założenia konstrukcyjne w ogóle. Headstock typu banan aż się prosi o blokadę typu floyd rose (znienawidzony przeze mnie) albo o nachylenie główki pod jakimkolwiek rozsądnym kątem, w przeciwnym razie struny będą wypadać z siodełka. A tak się dzieje w tym przypadku. Zwróćcie uwagę pod jakim kątem struny opuszczają siodełko (które oczywiście wkleiłem z powrotem). Mocniejsze uderzenie struny (a klnę się na Słońce, że ja to nie gram żadnych claptonów...) sprawia, że struna E opuszcza przynależne jej miejsce. Nawet śruba regulacyjna pręta jest tak monstrualna, że przeszkadza strunie D w jej swobodnej drodze ku stroikowi. Krzywość gryfu pojawia się w najmniej oczekiwanych miejscach - nie pomagają próby regulacji i mam wrażenie że pręt w ogóle nie funkcjonuje. Kolejny kwiatek - podstrunnica, a właściwie jej brak. To tylko fornir o grubości 1-2 mm (podejrzewam, że jak to w meblach z okresu PRL jest to jednak 1,5 mm ;-D). Nawet gdyby gryf był sprawny i prosty to i tak mi nie odpowiadający. Szerokość przy siodełku to ani 1 11/16'' ani 1 5/8'' a dużo mniej. Łapy mam jak bochny, więc z grania na takim patyku wyszłyby nici. Profil to ani "C" ani "D" a raczej przepołowione "O" jakby wyturlane na tokarce. Radius też quasi-podstrunnicy też absurdalny, nie wiem, może 9 cali?
Podsumowując - gryf na opał.
Co chcę zrobić:
Przede wszystkim wymienić gryf. Nie wiem czy porywać się na robienie samemu - jeżeli znajdę odpowiedni kawałek klonu za rozsądne pieniądze i będę pewien że nie spieprzę roboty, to tak. Byłby to pierwszy gryf jaki zrobię. W ostateczności pozostaje chinol z e-bay'a, czego wolałbym uniknąć, bo nigdzie nie znajdę innego pasującego. Marzy mi się tutaj odwrócony banan, 24 progi, konstrukcja klon+klon. No i tu pewnie będę potrzebował wsparcia kogoś mądrzejszego.
Druga sprawa to korpus, ale tu problemów nie będzie bo to mam opanowane już na szczęście. Pozbycie się tego osobliwego "marmurku", wyprofilowanie pod rękę i brzuch, no i grafika. Jak już robić sobie jaja, to będzie w stylu Kramera Baretty EVH, tyle że zamiast czerwonego będzie ciemno szary a zamiast cyferek 5150 inne cyferki. Trzy cyferki... ]
Osprzęt wiadomo w większości do wymiany. Na drogie klucze mnie nie stać ale chociaż jakieś budżetowe blokowane koreany czy inne wilkinsony by wypadało dać. Mostek oczywiście pozostanie hardtailem, ale tym razem ze strunami przez korpus. A jak efekt będzie zadowalający to zapakuję jakiegoś ładnego Alnico II zebrę.
Jak myślicie warto się bawić?
Nie mam pojęcia z czego wykonano gryf (tragiczny, o czym później) oraz korpus (też nie cacy) , jednak mam wszelkie powody przypuszczać że użyto jaworu i olchy. Załączone zdjęcia pochodzą z aukcji allegro - oddają istotę rzeczy więc nie robiłem na razie własnych.
Po co zakupiłem? Dla zabawy. Oraz dlatego, że od zawsze poszukiwałem fajnego korpusu, który posiadałby następujące cechy: kształt strata, brak pickguarda, dziurę na jeden humbucker i przede wszystkim - żadnego cholernego tremola czy floyda! No i bingo.
Celem nie jest renowacja i przywrócenie gitary do stanu pierwotnego. Raczej nabycie wprawy w pracy nad przyszłym (być może zbudowanym od podstaw) własnym instrumentem, a przy okazji stworzenie gitary na której da się grać i która będzie w miarę dobrze wyglądać.
Kilka słów o samej gitarze:
1) Korpus. Jak wspomniałem podejrzewam, że z olchy. Drewno użyte do jego budowy zapewne było słabo wysezonowane. Pod grubaśną warstwą lakieru mimo wszystko dostrzegam wyraźny ślad klejenia z dwóch kawałków, w dodatku nie centralnie. Wyżłobienie kieszeni jest co najmniej po 2mm (sic!) z każdej strony za duże w stosunku do gryfu. Gdybym był złośliwy powiedziałbym że daje to unikalną możliwość ręcznej regulacji położenia gryfu w zakresie do 5 stopni. Ale nie o to chodzi. Kolejny istotny minus do brak wyprofilowania pod rękę i pod brzuch. W pozycji siedzącej sprzęt wydaje się ciut toporny.
2) Gryf. To koszmar. Tu nie chodzi o błędne wykonanie ale o błędne założenia konstrukcyjne w ogóle. Headstock typu banan aż się prosi o blokadę typu floyd rose (znienawidzony przeze mnie) albo o nachylenie główki pod jakimkolwiek rozsądnym kątem, w przeciwnym razie struny będą wypadać z siodełka. A tak się dzieje w tym przypadku. Zwróćcie uwagę pod jakim kątem struny opuszczają siodełko (które oczywiście wkleiłem z powrotem). Mocniejsze uderzenie struny (a klnę się na Słońce, że ja to nie gram żadnych claptonów...) sprawia, że struna E opuszcza przynależne jej miejsce. Nawet śruba regulacyjna pręta jest tak monstrualna, że przeszkadza strunie D w jej swobodnej drodze ku stroikowi. Krzywość gryfu pojawia się w najmniej oczekiwanych miejscach - nie pomagają próby regulacji i mam wrażenie że pręt w ogóle nie funkcjonuje. Kolejny kwiatek - podstrunnica, a właściwie jej brak. To tylko fornir o grubości 1-2 mm (podejrzewam, że jak to w meblach z okresu PRL jest to jednak 1,5 mm ;-D). Nawet gdyby gryf był sprawny i prosty to i tak mi nie odpowiadający. Szerokość przy siodełku to ani 1 11/16'' ani 1 5/8'' a dużo mniej. Łapy mam jak bochny, więc z grania na takim patyku wyszłyby nici. Profil to ani "C" ani "D" a raczej przepołowione "O" jakby wyturlane na tokarce. Radius też quasi-podstrunnicy też absurdalny, nie wiem, może 9 cali?
Podsumowując - gryf na opał.
Co chcę zrobić:
Przede wszystkim wymienić gryf. Nie wiem czy porywać się na robienie samemu - jeżeli znajdę odpowiedni kawałek klonu za rozsądne pieniądze i będę pewien że nie spieprzę roboty, to tak. Byłby to pierwszy gryf jaki zrobię. W ostateczności pozostaje chinol z e-bay'a, czego wolałbym uniknąć, bo nigdzie nie znajdę innego pasującego. Marzy mi się tutaj odwrócony banan, 24 progi, konstrukcja klon+klon. No i tu pewnie będę potrzebował wsparcia kogoś mądrzejszego.
Druga sprawa to korpus, ale tu problemów nie będzie bo to mam opanowane już na szczęście. Pozbycie się tego osobliwego "marmurku", wyprofilowanie pod rękę i brzuch, no i grafika. Jak już robić sobie jaja, to będzie w stylu Kramera Baretty EVH, tyle że zamiast czerwonego będzie ciemno szary a zamiast cyferek 5150 inne cyferki. Trzy cyferki... ]
Osprzęt wiadomo w większości do wymiany. Na drogie klucze mnie nie stać ale chociaż jakieś budżetowe blokowane koreany czy inne wilkinsony by wypadało dać. Mostek oczywiście pozostanie hardtailem, ale tym razem ze strunami przez korpus. A jak efekt będzie zadowalający to zapakuję jakiegoś ładnego Alnico II zebrę.
Jak myślicie warto się bawić?
- Załączniki
Skoro gryf chcesz wyrzucić i robić nowy, a korpus modyfikować - to znaczy zdzierać lakier, piłować, harpać i szlifować i szlifować i szlifować i szlifować, a potem znowu lakierować, to chyba warto zadać pytanie: "poco?" (sorry Ryszard - musiałem
Szybciej i więcej frajdy dałoby ci wycięcie samemu deski. Drewno wystarczy pewnie takie olchowe ze znanego sklepu za 80zł lub nawet mahoń za 100.
No chyba, że nie masz żadnych narzędzi jak frezarka itp. To wtedy ewentualnie...
Przemyśl to jeszcze.
Szybciej i więcej frajdy dałoby ci wycięcie samemu deski. Drewno wystarczy pewnie takie olchowe ze znanego sklepu za 80zł lub nawet mahoń za 100.
No chyba, że nie masz żadnych narzędzi jak frezarka itp. To wtedy ewentualnie...
Przemyśl to jeszcze.
@shopiK:
Bogom dziękować jedynego narzędzia jakiego mi brak to klocek do szlifowania podstrunnicy. Skoro chcę robić gryf to bez frezarki bym się nie zabierał, kanału pod pręt dłutem przecież nie wydłubię, hehe
Pytasz po .., przepraszam, w jakim celu? A no w takim, że po kilku brutalnych ingerencjach w gryf (m.in. montaż siodełka rolkowego z belką dociskową zaraz za nim oraz nowe budżetowe klucze) gitara nadaje się do gry. Ledwie, bo struny nad 12-tym wiszą jakieś 3 mm, żeby nie dzwoniło, ale się nadaje. Kawałki forniru wklejonego w kieszeń sprawiły, że gryf już nie lata na wszystkie strony. Gitara już z samej dechy brzmi bardzo przyzwoicie. Upgrade gitary przeprowadzić bym chciał małymi kroczkami - to tak jak wprowadzać się do nie w pełni wykończonego/wyremontowanego mieszkania - byle jak, ale mieszkasz (grasz ).
Co do nowej dechy, hmm... Mam tutaj przecież kawał starej, rozegranej olchy (najbidniej 20 jak nie 30-letniej), która jak do tej pory się nie rozlazła, to już się do końca świata nie rozlezie. Z zeskrobaniem nie będzie problemu - chemiczny peeling, trochę szlifowania i po sprawie. Pozostała robota czekałaby mnie również przy nowej desce a lakier i tak będzie kryty.
Strach inwestować 100 zł w coś co wcale nie musi być lepsze. Chcąc mieć pewność, że kupuję dobre drewno musiałbym prędzej zainwestować w blanka 100 ale $ nie zł... .
O, proszę:
http://sklep.forumlutnicze.pl/index.php ... duct_id=52
Bogom dziękować jedynego narzędzia jakiego mi brak to klocek do szlifowania podstrunnicy. Skoro chcę robić gryf to bez frezarki bym się nie zabierał, kanału pod pręt dłutem przecież nie wydłubię, hehe
Pytasz po .., przepraszam, w jakim celu? A no w takim, że po kilku brutalnych ingerencjach w gryf (m.in. montaż siodełka rolkowego z belką dociskową zaraz za nim oraz nowe budżetowe klucze) gitara nadaje się do gry. Ledwie, bo struny nad 12-tym wiszą jakieś 3 mm, żeby nie dzwoniło, ale się nadaje. Kawałki forniru wklejonego w kieszeń sprawiły, że gryf już nie lata na wszystkie strony. Gitara już z samej dechy brzmi bardzo przyzwoicie. Upgrade gitary przeprowadzić bym chciał małymi kroczkami - to tak jak wprowadzać się do nie w pełni wykończonego/wyremontowanego mieszkania - byle jak, ale mieszkasz (grasz ).
Co do nowej dechy, hmm... Mam tutaj przecież kawał starej, rozegranej olchy (najbidniej 20 jak nie 30-letniej), która jak do tej pory się nie rozlazła, to już się do końca świata nie rozlezie. Z zeskrobaniem nie będzie problemu - chemiczny peeling, trochę szlifowania i po sprawie. Pozostała robota czekałaby mnie również przy nowej desce a lakier i tak będzie kryty.
Strach inwestować 100 zł w coś co wcale nie musi być lepsze. Chcąc mieć pewność, że kupuję dobre drewno musiałbym prędzej zainwestować w blanka 100 ale $ nie zł... .
O, proszę:
http://sklep.forumlutnicze.pl/index.php ... duct_id=52
Czyli jednak uznajesz wielką wartość tej deski. Zasugerowałem się opisem gdzie stoi:
Nie mniej: Ducha nie gaście
Zatem działaj. Ja niewiele do tej pory zbudowałem, ale zanim trafiłem tutaj i spełniłem marzenia uważam, że straciłem czas doprowadzając do użytku trzy strucle. Trzeba było od razu zacząć choćby z sosny robić - więcej bym się nauczył niż tylko szlifując.Drewno użyte do jego budowy zapewne było słabo wysezonowane. Pod grubaśną warstwą lakieru mimo wszystko dostrzegam wyraźny ślad klejenia z dwóch kawałków, w dodatku nie centralnie.
Nie mniej: Ducha nie gaście
Że tak siebie zacytuję:
Potraktuję strucla jako poletko eksperymentalne, a jak przy tym wyjdzie coś z tego przyzwoitego, to tym lepiej...
Ślad klejenia nie oznacza że jest jakiekolwiek spękanie. Po prostu widać nierówność lakieru w miejscu łączenia. Może im się nie chciało przepuścić przez heblarkę, może nie doszlifowali, a może rzeczywiście jeden z kawałków za mało dojrzewał. Przez tyle lat pewnie już się wszystko 'uleżało' jak ziemia na starej mogile .Pod grubaśną warstwą lakieru mimo wszystko dostrzegam wyraźny ślad klejenia z dwóch kawałków
Potraktuję strucla jako poletko eksperymentalne, a jak przy tym wyjdzie coś z tego przyzwoitego, to tym lepiej...
Shopik. Ja nie jestem alfa i omega, zatem sorry zbędne. Masz rację w tym co napisałeś.
Założenia słuszne, ale ja bym nie spisywał na straty tego co jest.
Co to jest i czy możliwe są modyfikacje, to wyjdzie po usunięciu lakieru.
Jak by nie patrzył pręt regulacyjny musi działać, profil gryfu jest zawsze możliwy do poprawy- "do łapy", dociskanie strun belka za siodełkiem stosuje wielu producentów, zatem można i szkoda walki z tym tematem, mostek możesz wpuścić w deskę i nie będzie drapał lub zmienić kąt nachylenia gryfu w kieszeni i założyć TOM-a, wyprofilować deskę-bułka z masłem...
Jaki jest dostęp do pręta - musisz ocenić zakres prac uruchamiających onego, bo być może konieczna będzie głębsza ingerencja, ale to wylezie po usunięciu farby/lakieru.
Ja bym tego humba tak szybko nie skreślał, bo nie są to złe ustrojstwa, tylko może wymaga ustawienia w gnieździe (akcja strun), a resztę załatwi kręcenie gałami. Mam taki sam,a ma sygnał jak byk...
Reasumując, zakres prac i modyfikacji ocenisz potem. Teraz , to tylko gdybanie, a wiele informacji w tym temacie jest na forum.
Masz tworzywo, chęci, więc tylko działać. Prosimy o fotorelacje dla innych zainteresowanych tematem. To czasem lepsze niż tomy pisaniny.
Pozdrawiam, Ryszard
Założenia słuszne, ale ja bym nie spisywał na straty tego co jest.
Co to jest i czy możliwe są modyfikacje, to wyjdzie po usunięciu lakieru.
Jak by nie patrzył pręt regulacyjny musi działać, profil gryfu jest zawsze możliwy do poprawy- "do łapy", dociskanie strun belka za siodełkiem stosuje wielu producentów, zatem można i szkoda walki z tym tematem, mostek możesz wpuścić w deskę i nie będzie drapał lub zmienić kąt nachylenia gryfu w kieszeni i założyć TOM-a, wyprofilować deskę-bułka z masłem...
Jaki jest dostęp do pręta - musisz ocenić zakres prac uruchamiających onego, bo być może konieczna będzie głębsza ingerencja, ale to wylezie po usunięciu farby/lakieru.
Ja bym tego humba tak szybko nie skreślał, bo nie są to złe ustrojstwa, tylko może wymaga ustawienia w gnieździe (akcja strun), a resztę załatwi kręcenie gałami. Mam taki sam,a ma sygnał jak byk...
Reasumując, zakres prac i modyfikacji ocenisz potem. Teraz , to tylko gdybanie, a wiele informacji w tym temacie jest na forum.
Masz tworzywo, chęci, więc tylko działać. Prosimy o fotorelacje dla innych zainteresowanych tematem. To czasem lepsze niż tomy pisaniny.
Pozdrawiam, Ryszard
via vita curva est
W mensfeldzie było podobnie i jakos nie spadały struny:mtness pisze:Headstock typu banan aż się prosi o blokadę typu floyd rose (znienawidzony przeze mnie) albo o nachylenie główki pod jakimkolwiek rozsądnym kątem, w przeciwnym razie struny będą wypadać z siodełka. A tak się dzieje w tym przypadku. Zwróćcie uwagę pod jakim kątem struny opuszczają siodełko (które oczywiście wkleiłem z powrotem). Mocniejsze uderzenie struny (a klnę się na Słońce, że ja to nie gram żadnych claptonów...) sprawia, że struna E opuszcza przynależne jej miejsce.
http://www.forumlutnicze.pl/album_page.php?pic_id=19
Zapewne tak będzie, ale wtedy trzeba będzie przenieść topic . Na razie projekt gryfu na szybko (skala 1:1 - konstruktywna krytyka mile widziana). Zamierzam wpakować koreański pręt 460mm i kurde, może być ciut przykrótkawy... [/quote]Prosimy o fotorelacje dla innych zainteresowanych tematem. To czasem lepsze niż tomy pisaniny.
- Załączniki
-
- trella projekt gryfu.pdf
- (65.28 KiB) Pobrany 163 razy
To na projekcie to siodełko rolkowe na dwa małe wkręciki mocowane .Ale blokada i tak była by lepsza bo rowki na rolkach są bardzo wąskie i struny będą spadać .Blokadę też można na wkręty dać .Według mnie można by zrobić pogrubienie w przejściu z główki na szyjkę gryfu .popik10 pisze:Blokada strun to 2 otwory na wylot. Tam jest tylko 19 mm. To newralgiczne miejsce. Nie wiem czy nie za cienko.
Pozdrawiam
pozdrawiam
Polubiłem siodełka rolkowe po prostu . Drugie siedzi w Squierze mojej córy, na którym czasem brzdąkam, a którego ona rzuciła w kąt.
W mojej koncepcji struny wychodzą pod O WIELE mniejszym kątem niż ma to miejsce w chwili obecnej w starym gryfie. Ponadto główka odchylona mam nadzieję dopomoże w utrzymaniu strun na miejscu. Jeżeli nie, to jako opcję rozważam po prostu belkę dociskową.
Blokada nie wchodzi w grę, bo ma być hardtail ze strunami przez korpus. Gdyby małe żółte rączki robiły tańsze podróby Kahlerów, to bym się zastanowił...
W mojej koncepcji struny wychodzą pod O WIELE mniejszym kątem niż ma to miejsce w chwili obecnej w starym gryfie. Ponadto główka odchylona mam nadzieję dopomoże w utrzymaniu strun na miejscu. Jeżeli nie, to jako opcję rozważam po prostu belkę dociskową.
Blokada nie wchodzi w grę, bo ma być hardtail ze strunami przez korpus. Gdyby małe żółte rączki robiły tańsze podróby Kahlerów, to bym się zastanowił...
Trudno ocenić na sprzęcie wartym mniej niż 100 baksów. Za to znacznie poprawiają trzymanie stroju mimo budżetowych kluczy - i nie jest to subiektywne odczucie. Mostek oczywiście zblokowany już dawno, ale przy intensywniejszym podciąganiu mimo to struny i tak lubią się klinować na zwykłym fabrycznym siodełku i gubić strój. Szczerze mówiąc dostrzegam zasadność pakowania rolek nawet jak masz hardtail'a . Oczywiście nadal poruszamy się w sferze low-end.Nie powodują żadnych przydźwieków?
Święta prawda, zwłaszcza w stratach, gdzie struny lecą prosto jak po sznurku. Bylejakość Squiera "crafted in china" jednak objawiła się również i w tym szczególe. Wstawione z pobudek czysto eksperymentalnych siodełko rolkowe za 14,00 zł za to naprawdę daje rade.Makowy pisze:Nie chcę off-topować, ale przy właściwie naciętych i wyprofilowanych slotach nic się nie ma prawa klinować nawet na plastikowym siodełku.