Dyskusje okołoklasyczne

Moderator: poco

Awatar użytkownika
Jacek A. R.
Posty: 330
Rejestracja: 2015-10-17, 08:34
Lokalizacja: Bydgoszcz

Re: Dyskusje okołoklasyczne

Post autor: Jacek A. R. » 2017-01-20, 13:08

Piotrze:

Oczywiście istnieje pewna dowolność w stosowanym nazewnictwie, niemniej w wielu środowiskach przyjęto następującą nomenklaturę dla opisywania gitar klasycznych:

- gitara lutnicza to instrument zbudowany od początku do końca - począwszy od starannego doboru materiału i to nie tylko rodzaju ale i konkretnego kawałka drewna - przez jedną Osobę. Te gitary są często sygnowane (niezależnie od tego, co "stoi" na etykiecie) w głębi pudła na drewnie (kiedyś niektóre gitary PIcado oraz modele 1A Jose Ramireza). Można by rzec iż jest to w stu procentach autorski twór budowniczego. Tak buduje swoje gitary Maestro Stanisław Partyka, domniemuję że i pp. Teryks, Biłan, Łozak, Wysocki i inni.
- gitara manufakturowa to instrument w budowie którego brało udział dwóch lub więcej lutników. To mogą być Osoby o bardzo wysokich kompetencjach ale finalny twór jest rezultatem pracy zespołowej. Różne mogą być role Osób zaangażowanych w tworzenie instrumentu - znam pracownie gdzie najbardziej doświadczony dokonuje wyboru tych a nie innych kawałków drewna na płytę główną, boki i spód, ewentualnie wykonuje lub tylko stroi wstępnie wykonaną przez innego (młodszego a więc zdrowszego/bardziej sprawnego) płytę główną.
- gitary fabryczne to gitary które powstały w procesie który jakże trafnie opisałes kiedyś jako składanie gitary z wykonanych (seryjnie) formatek. Oczywiście proces ten odbywa się pod kontrolą bardzo dobrych lutników a model jest rezultatem poważnej pracy studyjnej i projektowej, stąd niektóre gitary mają w swej nazwie pierwowzór/typ konstrukcji a wiec "Torres", "Hauser", "Bouchet", "Ramirez", "Rodriguez",wreszcie "Lacote" czy "Panormo", etc.
Dokładniej są to gitary raczej inspirowane takim a nie innym typem konstrukcji i ich dźwięk jest bardziej czy mniej zbliżony do źródła inspiracji. Tak została zbudowana moja gitara Kenny'ego Hill'a model "Madrid" poważnie zainspirowana konstrukcją Jose Ramirezem 1A, i w moim odbiorze jest w jej dźwiękach więcej "Ramirez sound" niż w znanych mi orginalnych Ramirezach klasy estudio - budowanych według specyfiki i planów Ramireza w fabrykach, nie w warsztacie w Madrycie.

Powtarzam, iż w licznych przypadkach sprawa nazewnictwa nie jest "skodyfikowana". Moja gitara Antonio Picado zostala wykonana od początku do końca przez jednego lutnika - Angel'a Genis, obecnie odpowiedzialnego za pracę czteroosobowego zespołu lutników w warsztacie Picado; nie wykluczam iż stary dziś Don Antonio sam dokonał wyboru drewna gdyż mi wiadomo iż zainteresował się moją obfitą korespondencją w której dokładnie opisywałem swoje uwarunkowania i preferencje a i dobre słowo powiedzial Mu w mej sprawie zaprzyjaźniony a mieszkający w także w okolicach Barcelony emerytowany wirtuoz i kompozytor Maestro Eliseo Fresquet Serret. Chciałem instrument z topem z cedru a pudło nie z palisandru brazylijskiego lecz z bardziej dostępnego i bardziej odpirnego na pęknięcia palisandru indyjskiego. Ten model Picado był dłuższy czas opisywany w kategorii gitar "koncertowych" a potem jęto go opisywać w kategorii gitar "estudio". Kiedy nawiązalem do tej kwestii, syn Don Antonia - David Picado (nie zajmuje się gitarami, jest naukowcem - matematykiem pracującym na jednym z uniwersytetów w Anglii, a prowadzi zagraniczną korespondencje dla rodzinnej Lutherie Picado gdyż nikt w warsztacie nie zna angielskiego) napisał mi pokrótce: to jest nasza najlepsza konstrukcja z zastosowaniem palisdandru indyjskiego, Angel robi ją dla Ciebie według Twych oczekiwań, a nazwa - to sprawa konwencji.
Czy zawsze gitara którą nazywam lutniczą będzie znacznie lepsza od gitary manufakturowej a nawet fabrycznej ? Nie, nie zawsze. Nie każdy zajmujący się lutnictwem jest równie utalentowany i nie zawsze dysponuje odpowiednią wiedzą. Natomiast pomiędzy gitarami i manufakturowymi i fabrycznymi trafiają się czasem prawdziwe "perełki". Tyle, że aby taką "upolować" trzeba przetestować bardzo wiele in strumentów. Pięknie mi o tym opowiedział James "Jim" Frieson pracujący w Sapporo w Japonii, wspomniał jednego z wirtuozów i nauczycieli który odwiedzając sklepy z gitarami wybierał co najlepsze dla znajomych czy studentów.

Myślę, iż jeśli mowa o budowie marki, to na początku warto założyć zakres planowanych działań. Jeśli nie mamy ambicji stworzenia warsztatu produkcyjnego a satsfakcjonuje nas wykonanie 8-12 szacunkowo rzecz biorąc instrumentów rocznie, to "kajecik" wystarczy. Resztę promocji pozostawiają tak działający lutnicy opiniom o ich gitarach jak to podałem przykładowo wspominając o gitarach Maestro Stanisława Partyki w paryskim centrum gitarowym. Jeśli zaś planujemy sporą produkcję to oczywiście aplikują się wszelkie pomocne procedury zarządzania, organizacji, promocji etc.
- im więcej wolno -
- tym mniej wypada.
Awatar użytkownika
PiotrCh
Posty: 4398
Rejestracja: 2013-02-12, 00:04
Lokalizacja: Gdańsk

Re: Dyskusje okołoklasyczne

Post autor: PiotrCh » 2017-01-20, 15:03

Dobrze opisane - tak właśnie jest.
Ja jednak - pomijając konwencje - uważam, że praca zespołowa jest trafniejszym sposobem na produkcję i promocję (w naszym przypadku) instrumentu - nie wspominając o marce, ale tu jak sądzę zgadzamy się w pełni. Człowiek zawodny jest, a podwójny człowiek dużo mniej. Jak zawodność lutnika wynosi 20% to zawodność podwójnego (hehe) lutnika wynosi 4%, a potrójnego 0,8%. Chyba warto, bo jak trzech na raz jest na chodzie to każdy może robić swoją gitarę. No nie wiem, chyba każdy z nas jak myśli, że miałby ponieść ryzyko samodzielnie - to mu się odechciewa. Trzeba synów sobie wychowywać :D

Bardzo trafnie to ująłeś - rezultat pracy w trzech kategoriach (lutnictwo jednoosobowe, manufaktura, fabryka) to takie zmienne losowe, w których wyniki oczekiwane najczęściej stoją w takim właśnie szeregu, że oczekujemy najwięcej od lutnika, a najmniej od fabryki. Naprędce taki rysuneczek wyjaśniający przedstawiam;) Pola wspólne mówią właśnie o tym - o czym piszesz i jak ktoś nie rozumie, że instrument z fabryki może się trafić lepszy niż od lutnika (choć malutkie szanse) - to nie rozumie czym jest jakość i jak się ją opisuje:) Ja bym jednak do tego dodał, że pozycje tych trzech rozkładów szans mogą się zmieniać - również pozycje względne. Na tę chwilę nie mam pomysłu co mogłoby się wydarzyć, żeby w fabryce powstał lepszy (statystycznie!) instrument niż w małym warsztacie. Co najwyżej jestem sobie w stanie wyobrazić, że wykres zielony i czerwony zbliżą się pikami do niebieskiego, ale jakoś nie czuję, żeby fabrykom na tym zależało specjalnie. Oznaczałoby to, że w procesie wykonania gitary są jakieś wąskie gardła związane z technologią. Przykładowo, że komputer i maszyna jest w stanie podjąć lepszą/trafniejszą decyzję co do jakości materiału (pomiary rezonansów, selekcja miejsc w desce itp.)... ale to jakieś SF jest:) Więc zdolnego lutnika nie prześcigną taśmy produkcyjne - raczej. Ale jeśli zielony wykres nałoży się modą na niebieski, a poprzez synergię i zwielokrotnioną niezawodność zmniejszy się wariancja (wykres się wyszczupli i strzeli w górę) - to lutnik pojedynczy przegra konkurencję. I Tylko takie rozumowanie skłania mnie, że warto w dzisiejszych czasach myśleć o współpracy i o wspólnej marce - nawet w małych przerobach. Więc jestem za małymi zespołami fachowców :)
Załączniki
szanse na jakość.JPG
pozdrowienia
Piotr
Awatar użytkownika
Jacek A. R.
Posty: 330
Rejestracja: 2015-10-17, 08:34
Lokalizacja: Bydgoszcz

Re: Dyskusje okołoklasyczne

Post autor: Jacek A. R. » 2017-01-20, 16:07

Oczywiste, Piotrze, iż przemawia do mnie logika przedstawiona w Twym poprzednim wpisie. Miałbym wszakże nieco wątpliwości do rezultatów prostej multiplikacji w przypadku wykonywania przez kilku znakomitych nawet fachowców jednego instrumentu.
...Jak zawodność lutnika wynosi 20% to zawodność podwójnego (hehe) lutnika wynosi 4%, a potrójnego 0,8%...

Nie wiem czy gdyby nad jedną gitarą pracowało naraz kilku z choćby niżej wymienionych mistrzów, rezultat wspólnej pracy były pozytywny. Obawiam się, że nie, bowiem każdy z nich był silną i wybitną indywidualnością, gitary każdego z nich - acz w podanym poniżej przykładzie operuję tylko w zakresie modelu Ramirez 1A - poważnie różnią się od siebie w zakresie charakterystyki muzycznej, acz każda pozostaje w generalnym typie dźwięków charakteryzjących dobre Ramirezy. Pragnę przekazać iż poza porównywalnymi kompetencjami lutnicy tworzący taki domniemany team winni mieć wiele wspólnego jeśli chodzi o poglądy na sprawy brzmienia i wogóle charakterystyki danego instrumentu poza jego charakterystyką generalną. Czyli mieć podobne osobowości lutnicze/twórcze.Nie lepsze/gorsze a podobne jeśli chodzi o osiągnięcie finalnego efektu.

Natomiast Twe kolejne zdanie (jeśli dobrze Twą myśl rozumiem):
... jak trzech na raz jest na chodzie to każdy może robić swoją gitarę....
to wypisz wymaluj właśnie tryb funkcjonowania warsztatu madryckiego Jose Ramireza w przypadku budowy ich czołowych modeli. I tak nie na darmo cenione i poszukiwane są Ramirezy 1A wykonane (co czytamy wewnątrz pudła tych gitar) czy to przez Manuela Contrerasa (MC), czy Ignacio Manzano Rozas (I M), Mariano Tezanos Martín (MT, potem cyferka 2) czy Paulino Bernabe (PB). To tylko kilka nazwisk tych, którzy po pracy u Ramireza stworzyli istniejące do dziś warsztaty własne...np. u nas znany Contreras czy Bernabe. Ale skoro poszli w rozwój ilościowy to musiało się to skończyć jak u Ramireza czyli albo stworzeniem warsztatów działających jak fabryka (Bernabe) czy outsourcingowaniem - modele estudio Ramireza są wykonywane w wybranych fabrykach pod nadzorem i według projektów Ramireza co czytamy na ich etykietkach. Gitary z etykietką Contreras także są w przypadku instrumentów opatrzonych napisem "Guitarreria" (po M.G. Contreras) wykonyeane przez podwykonawców poza warsztatem Contrerasa.
Rozmowa na temat gitar Contreras jest np. tu
http://www.classicalguitardelcamp.com/v ... hp?t=33653
Jako ciekawostkę - acz to także tzw. OT - przypominam (niepełną) listę wybitnych lutników ongiś pracujących u Jose Ramireza i tworzących gitary sygnowane Jose Ramirez a skromnie cyferkami czy inicjałami danego budowniczego. Jest ona tu:
https://guitarrasramirez.com/index.php? ... os&lang=en
- im więcej wolno -
- tym mniej wypada.
Awatar użytkownika
PiotrCh
Posty: 4398
Rejestracja: 2013-02-12, 00:04
Lokalizacja: Gdańsk

Re: Dyskusje okołoklasyczne

Post autor: PiotrCh » 2017-01-20, 16:19

Tak - dokładnie o to mi chodziło :)

Porządna ekipa to klucz do sukcesu ale nie ma na to przepisu. Ludzie muszą się (umieć) dogadać, ufać sobie i tak jak piszesz - muszą mieć wspólną wizję - ale głównie wówczas gdy podpisują wspólną gitarę. W wariancie - powiedzmy - zasadniczym - każdy pracuje niejako na swoje nazwisko, ale nadrzędna marka mówi, że jest wspólny mianownik między lutnikami i ich instrumentami. Jest to oczywiście jeden z wielu scenariuszy i to wcale nie najłatwiejszy z uwagi na czynnik ludzki - trzeba strzelać do jednej bramki:)
pozdrowienia
Piotr
Awatar użytkownika
Jacek A. R.
Posty: 330
Rejestracja: 2015-10-17, 08:34
Lokalizacja: Bydgoszcz

Re: Dyskusje okołoklasyczne

Post autor: Jacek A. R. » 2017-01-20, 20:13

Mimo iż działania w firmie/tworzenie firmy nie jest to moja ulubiona bajka to w pełni to pojmuję i myślę że takie podejscie może zaskutkować czymś bardzo pożytecznym. Przypomina mi się dawna historia Kenny'ego Hilla, który zapragnął spopularyzować w USA czołowe konstrukcje mistrzów hiszpańskich i w Paracho w Meksyku stworzył manufakturę w której zatrudnił wybranych najlepszych i najrzetelniejszych "gitaro-robów" (nie każdy był znakomitym lutnikiem) oraz opracował modele gitar wzorując się na konstrukcjach:
- Ignacio Fleta - Kenny nazwał ten model "Barcelona"
Herman Hauser - "Munich"
i kilka innych.

Sam Kenny pracując ponad miarę doglądał, sprawdzał i ustawiał nie tylko proces wykonywania ale i każdy gotowy instrument. Zyskał sukces, a będąc "zmęczony" kulturą "maniana" zatrzymał kulku najlepszych pracowników i powrócił z nimi do rodzinnej Kalifornii (Ben Lomond). I tak dokonał znaczącego wkładu w popularyzację gitary klasycznej przyzwpoicie zbudowanej za relatywnie rozsądne pieniądze w swoim kraju. Zyskał doświadczenie ale "duch pionierów" spowodował, że zajął się...Chinami i walnie przyczynił się do powstania gitar Martinez i nie tylko, nie zaniedbując własnej pracowni/małej manufakturki w Ben Lomond.
- im więcej wolno -
- tym mniej wypada.
ODPOWIEDZ