Mojej mandoliny renowacja
Moderator: poco
- Waldzither9
- Posty: 1173
- Rejestracja: 2018-04-18, 23:05
Re: Mojej mandoliny renowacja
Co do instrumentu który naprawiasz, to zły dźwięk jaki miał ,prawdopodobnie wynikał z tego że mostek nie był z litej kości i belki "ząb czasu" naruszył czyli wilgoć pozbawiła parametrów.
##############################
Ja jestem fanem instrumentów z lat 1920-1930 gitar, mandol, cytr leśnych, mandriol, banjo mandolinowych, skrzypiec etc
Były często dobrze zrobione i topy mają przeważnie dobry dźwięk, niestety klucze z reguły są do wymiany, progi też, często belki, a plecy tradycyjnie trzeba odchudzać, zaś podstrunnice rózne się trafiają.Skrzypce to osobny temat. Najtrudniejsze w renowacji są mandoliny bowlback'i (Bauchmandoline) bo nie ma jak tego pewnie chwycić i kąty są nietypowe, a całość giętka, trzeba umieć sobie w głowie kąty poukładać (jak w bilardzie) nie jestem w tym dobry. Lepsze choć też wymagające inwencji sa instrumenty z też ale mniej zaokrąglonymi plecami wykonanymi z lamelek czyli pasków drewna.
##############################
Ja jestem fanem instrumentów z lat 1920-1930 gitar, mandol, cytr leśnych, mandriol, banjo mandolinowych, skrzypiec etc
Były często dobrze zrobione i topy mają przeważnie dobry dźwięk, niestety klucze z reguły są do wymiany, progi też, często belki, a plecy tradycyjnie trzeba odchudzać, zaś podstrunnice rózne się trafiają.Skrzypce to osobny temat. Najtrudniejsze w renowacji są mandoliny bowlback'i (Bauchmandoline) bo nie ma jak tego pewnie chwycić i kąty są nietypowe, a całość giętka, trzeba umieć sobie w głowie kąty poukładać (jak w bilardzie) nie jestem w tym dobry. Lepsze choć też wymagające inwencji sa instrumenty z też ale mniej zaokrąglonymi plecami wykonanymi z lamelek czyli pasków drewna.
Pozdrawiam Andrzej
- SebastianL
- Posty: 751
- Rejestracja: 2020-06-16, 08:55
- Lokalizacja: Gliwice
Re: Mojej mandoliny renowacja
Przed weekendem zacząłem znów pracować nad ożywieniem mandoliny.
Usunąłem z jej wnętrze dużo kleju i resztek pergaminu. Choć na zdjęciu różnica nie jest bardzo duża, to w rzeczywistości warstwa kleju miejscami była bardzo gruba. Nie byłbym sobą zostawiając to w poprzednim stanie. Usuwanie polegało na moczeniu kleju ciepłą wodą i zeskrobywaniu tego tępą cykliną oraz stalowym szpicem. Widać że część bliżej gryfu oczyściłem lepiej niż tył. Lepiej się nie dało bez ryzyka uszkodzenia żeber. Miejscami żebra od wody się odkształciły, lecz po wyschnięciu wróciły do pierwotnego kształtu.
Oprócz porządków w pudle wziąłem się za wykonanie wierzchu. Jak pisałem w innym wątku, płyty które dostałem na mandolinę są wielkości płyt gitarowych oraz o bardzo nierównomiernym kształcie. Wyrównałem je do około 4,0 - 4,5 mm. Dopiero po ostruganiu dostrzegłem duży sęk (oprócz tego wyciętego do strugania) blisko środka płyt, który dyskwalifikuje ją do wykonania z niej gitary. Nic więc dziwnego że sprzedali mi ją do budowy mandoli lub oud.
Po ścieniowaniu płyt, jeszcze zanim zacząłem strugać krawędź do klejenia, dostrzegłem dość dużą niesymetryczność płyt. Ostrugałem ich krawędzie tak, by były one na tych samych słojach. Bez tego płyta nie byłaby symetryczna.
Gdy płyta wyschła, ostrugałem ją i po wybraniu bardziej równej strony wybrałem fragment z którego będzie płyta do instrumentu. Reszta materiału przyda mi się na różne wzmocnienia w kolejnych instrumentach.
Kształt odrysowałem z grubsza przykładając mandolinę i wyciąłem nadmiarowo. Niestety mandolina ma problem, z którego zdawałem sobie sprawę jeszcze podczas obecności poprzedniej płyty i który występował fabrycznie. Mianowicie, pudło mandoliny nie jest symetryczne. Zrobiłem trochę pomiarów i wyszło mi, że jak zamontuję wierzch w taki sposób, by jego oś symetrii była na osi symetrii gryfu, to część wiolinowa będzie szersza o kilka milimetrów.
Myślałem na tym, by jakoś ponaciągać pudło i pokleić by zapamiętało kształt. Zrezygnowałem jednak szybko z tego pomysłu, bo taka zmiana spowodowała by inne odkształcenia. Jeśli gdzieś się wygnie żebra, to dla równowagi będą one musiały się nagiąć też gdzie indziej... Ponieważ tworzę instrument na bazie innego, to nie mam też dużego problemu że tą jego niedoskonałość zostawię. Ważne że moje instrumenty staram się wykonać całkowicie symetrycznie.
Usunąłem z jej wnętrze dużo kleju i resztek pergaminu. Choć na zdjęciu różnica nie jest bardzo duża, to w rzeczywistości warstwa kleju miejscami była bardzo gruba. Nie byłbym sobą zostawiając to w poprzednim stanie. Usuwanie polegało na moczeniu kleju ciepłą wodą i zeskrobywaniu tego tępą cykliną oraz stalowym szpicem. Widać że część bliżej gryfu oczyściłem lepiej niż tył. Lepiej się nie dało bez ryzyka uszkodzenia żeber. Miejscami żebra od wody się odkształciły, lecz po wyschnięciu wróciły do pierwotnego kształtu.
Oprócz porządków w pudle wziąłem się za wykonanie wierzchu. Jak pisałem w innym wątku, płyty które dostałem na mandolinę są wielkości płyt gitarowych oraz o bardzo nierównomiernym kształcie. Wyrównałem je do około 4,0 - 4,5 mm. Dopiero po ostruganiu dostrzegłem duży sęk (oprócz tego wyciętego do strugania) blisko środka płyt, który dyskwalifikuje ją do wykonania z niej gitary. Nic więc dziwnego że sprzedali mi ją do budowy mandoli lub oud.
Po ścieniowaniu płyt, jeszcze zanim zacząłem strugać krawędź do klejenia, dostrzegłem dość dużą niesymetryczność płyt. Ostrugałem ich krawędzie tak, by były one na tych samych słojach. Bez tego płyta nie byłaby symetryczna.
Gdy płyta wyschła, ostrugałem ją i po wybraniu bardziej równej strony wybrałem fragment z którego będzie płyta do instrumentu. Reszta materiału przyda mi się na różne wzmocnienia w kolejnych instrumentach.
Kształt odrysowałem z grubsza przykładając mandolinę i wyciąłem nadmiarowo. Niestety mandolina ma problem, z którego zdawałem sobie sprawę jeszcze podczas obecności poprzedniej płyty i który występował fabrycznie. Mianowicie, pudło mandoliny nie jest symetryczne. Zrobiłem trochę pomiarów i wyszło mi, że jak zamontuję wierzch w taki sposób, by jego oś symetrii była na osi symetrii gryfu, to część wiolinowa będzie szersza o kilka milimetrów.
Myślałem na tym, by jakoś ponaciągać pudło i pokleić by zapamiętało kształt. Zrezygnowałem jednak szybko z tego pomysłu, bo taka zmiana spowodowała by inne odkształcenia. Jeśli gdzieś się wygnie żebra, to dla równowagi będą one musiały się nagiąć też gdzie indziej... Ponieważ tworzę instrument na bazie innego, to nie mam też dużego problemu że tą jego niedoskonałość zostawię. Ważne że moje instrumenty staram się wykonać całkowicie symetrycznie.
- SebastianL
- Posty: 751
- Rejestracja: 2020-06-16, 08:55
- Lokalizacja: Gliwice
Re: Mojej mandoliny renowacja
Załamanie będzie koniecznie, mniej więcej 5 - 10 mm za mostkiem.
- Waldzither9
- Posty: 1173
- Rejestracja: 2018-04-18, 23:05
Re: Mojej mandoliny renowacja
Przy naprawianiu staroci jest całkiem inaczej niż przy budowie nowego instrumentu.
Jesteś w cudzym "królestwie " które ktoś stworzył i musisz zaakceptować realia.
Inna droga to brak akceptacji tych realiów i pieczołowite poprawianie wszystkich niedoróbek i niedoskonałości.
Ja zawsze podchodzę do sprawy logicznie tzn dzielę usterki na takie które szybko, łatwo i tanio naprawię lub muszę naprawić i takie których lepiej nie robić bo zajmą dużo czasu, energii, kasy i są skomplikowane.
Wiele takich starych instrumentów robiono masowo w manufakturach i jak majster płacił za sztukę to pracownik robił szybko i nie bawił się w detale, ewentualne niedoskonałości miały odbicie w niższej cenie sprzedaży.
Jak zabrakło 2mm materiału to instrument stawał się niesymetryczny.
Ingerencja w geometrię pociąga za sobą rozklejanie klocka przy gryfie, a to by wymagało formy/kopyta i roboty doszłoby wiele.
Można, ale jaki będzie nakład pracy, a jaka wartość uzyskanego instrumentu i ile wyjdzie roboczogodzin na tę wartość?
Z drugiej strony nauka nie znosi kompromisów i jak robić to raz a dobrze... bo umiejętności to kapitał.
Ja jednak jestem kompromisowy a moja mandolina też do końca nie jest symetryczna...
Jesteś w cudzym "królestwie " które ktoś stworzył i musisz zaakceptować realia.
Inna droga to brak akceptacji tych realiów i pieczołowite poprawianie wszystkich niedoróbek i niedoskonałości.
Ja zawsze podchodzę do sprawy logicznie tzn dzielę usterki na takie które szybko, łatwo i tanio naprawię lub muszę naprawić i takie których lepiej nie robić bo zajmą dużo czasu, energii, kasy i są skomplikowane.
Wiele takich starych instrumentów robiono masowo w manufakturach i jak majster płacił za sztukę to pracownik robił szybko i nie bawił się w detale, ewentualne niedoskonałości miały odbicie w niższej cenie sprzedaży.
Jak zabrakło 2mm materiału to instrument stawał się niesymetryczny.
Ingerencja w geometrię pociąga za sobą rozklejanie klocka przy gryfie, a to by wymagało formy/kopyta i roboty doszłoby wiele.
Można, ale jaki będzie nakład pracy, a jaka wartość uzyskanego instrumentu i ile wyjdzie roboczogodzin na tę wartość?
Z drugiej strony nauka nie znosi kompromisów i jak robić to raz a dobrze... bo umiejętności to kapitał.
Ja jednak jestem kompromisowy a moja mandolina też do końca nie jest symetryczna...
Pozdrawiam Andrzej
- SebastianL
- Posty: 751
- Rejestracja: 2020-06-16, 08:55
- Lokalizacja: Gliwice
Re: Mojej mandoliny renowacja
Trochę ostatnio dłubałem przy mandolinie i w pracach restauracyjnych nastąpił przełom... Nie, tył nie jest jeszcze gotowy
Otóż nie jestem zadowolony z wyniku moich prób odnowienia kopuły. Wczoraj odłożyłem mandolinę na półkę i zrezygnowany uznałem, że dam jej więcej czasu. Może jakiś pomysł przyjdzie mi do głowy. I wiecie co? Przyszedł 
Opowiem o tym na końcu posta. Najpierw opiszę jakie prace wyszły pomyślnie, a potem pokażę jak wyglądała nierówna walka z kopułą.
Przed opisem prac mam jeszcze prośbę. Pisaliście kiedyś, że lakier najlepiej zmyć przeznaczoną do tego chemią. Czy możecie polecić o jaki specyfik dokładnie chodzi? Wyobraźnia podpowiada mi że można użyć rozcieńczalnika nitro, ftalowego lub innego w zależności od lakieru, ale może jest dostępne właściwsze mazidło?
1. Co udało się zrobić:
- Płyta wierzchnia jest gotowa by wykonać na niej rozetę. Rozeta będzie się składała z samych pasków, głównie białych i czarnych, między które gdzieniegdzie trafią paski zielone, czerwone i może niebieskie. - Z resztek palisandru i jaworu, które zalegały mi na półce postanowiłem wykonać binding. Co prawda zanim go zamontuję, to wiele prac jeszcze będzie trzeba wykonać, jednak już teraz miałem na niego pomysł, więc go wykonałem. Ponieważ deska palisandrowa była o niecałe dwa milimetry grubsza od jaworowej, to postanowiłem jawor pogrubić z obu stron fornirem zielonym oraz naturalnym jaworowym. Sami zobaczcie na zdjęciach jak to wyszło. 2. Przebieg renowacji kopuły.
Jak pisałem w poprzednich postach, kopuła w wielu miejscach jest popękana i porozklejana. Ponadto niektóre żebra mają dziury i przetarcia niemalże do zera. Postanowiłem że będę rozcinał każde łączenie i wklejał tam ozdobny pasek z forniru (czarny-biały-czarny) równocześnie dbając o prawidłowe sklejenie ze sobą krawędzi żeber. Pomysł wydał mi się dobry, ale efekt prac nie bardzo mnie zadowolił. Szczegóły w opisach zdjęć. Tak miałem sobie wklejać te wstawki po jednej dziennie. Postanowiłem jednak w kilku miejscach oczyścić je z nadmiaru kleju oraz sprawdzić jak będą się prezentowały na gotowym instrumencie. Efekt mnie nie zadowolił. Czarny fornir zdominował resztę, prawdopodobnie pęczniejąc od kleju. Nie widzę jednak sposobu by to wykonać bez pęcznienia. W tym celu trzeba by to zrobić od zera, dopasowując każde żebro do sąsiadów i dociskając ładnie podczas klejenia. Ponadto pod światło patrząc okazało się, że nie wszędzie mam dobry styk żeber z wstawkami i światło prześwituje przez cienką warstwę kleju. Na gotowym instrumencie z politurą będzie to widoczne. Postanowiłem na razie wstrzymać się z robotą...
Pewnie każdy z nas tak ma, że jak nabędzie nowe deski, to je ogląda z każdej strony, podziwia ich estetykę oraz próbuje sobie wyobrazić jak wykonany z nich instrument będzie wyglądał. Otóż wczoraj przyszła do mnie paczka z fornirem, takim zwykłym tanim jaworowym 0,6 mm, z którego robię rozety oraz żyłki wszelakie. Rozłożyłem kilka listków forniru na blacie i leżała tam też mandolina...
Wtedy dotarło do mnie, że fornir jest bardzo ładny i ma estetyczną falę. Postanowiłem więc porzucić wcześniejszą metodę remontu na rzecz obklejenia mandoliny tym fornirem. Rozwiąże to następujące problemy:
- żebra każde z różnej parafii.
- dziurawe żebra które chciałem łatać.
- spasowanie wstawek forniru na łączeniach
Mój pomysł jak to zrobić:
- posklejam luźne żebra klejem cyjanoakrylowym od zewnątrz, tak by kopuła nie była nigdzie luźna.
- łączenia podkleję fornirem od wewnątrz, a przestrzenie między nimi również, ale fornirem w kontrastowym kolorze, tak żeby nie było widać resztek kleju których nie mogłem usunąć z wewnątrz.
- Do krawędzi pudła przykleję kilka poprzeczek w równych odstępach, tak jak żebra pod płytą. Będą one wystawać poza jego krawędź i posłużą do usztywnienia pudła na czas jego obklejania. Po skończonej pracy zostaną usunięte.
- wykończoną wewnątrz oraz usztywnioną kopułę oszlifuję z zewnątrz, tak by była jak najbardziej równa i kolista. Będę mógł ją trochę ścieniować.
- Dopasuję nowe żebra, których krawędzie podkleję czarnym fornirem.
- Żebra będę przyklejał po jednym, dociskając je sznurkiem. Sznurek będzie owijany o wystające końcówki pseudożeber o których wcześniej pisałem. Myślę również o gumkach.
Tak wygląda plan.
Na koniec prezentacja nowego forniru i mandoliny. Na zdjęciu widać też dwie wklejone między żebra wstawki.


Opowiem o tym na końcu posta. Najpierw opiszę jakie prace wyszły pomyślnie, a potem pokażę jak wyglądała nierówna walka z kopułą.
Przed opisem prac mam jeszcze prośbę. Pisaliście kiedyś, że lakier najlepiej zmyć przeznaczoną do tego chemią. Czy możecie polecić o jaki specyfik dokładnie chodzi? Wyobraźnia podpowiada mi że można użyć rozcieńczalnika nitro, ftalowego lub innego w zależności od lakieru, ale może jest dostępne właściwsze mazidło?
1. Co udało się zrobić:
- Płyta wierzchnia jest gotowa by wykonać na niej rozetę. Rozeta będzie się składała z samych pasków, głównie białych i czarnych, między które gdzieniegdzie trafią paski zielone, czerwone i może niebieskie. - Z resztek palisandru i jaworu, które zalegały mi na półce postanowiłem wykonać binding. Co prawda zanim go zamontuję, to wiele prac jeszcze będzie trzeba wykonać, jednak już teraz miałem na niego pomysł, więc go wykonałem. Ponieważ deska palisandrowa była o niecałe dwa milimetry grubsza od jaworowej, to postanowiłem jawor pogrubić z obu stron fornirem zielonym oraz naturalnym jaworowym. Sami zobaczcie na zdjęciach jak to wyszło. 2. Przebieg renowacji kopuły.
Jak pisałem w poprzednich postach, kopuła w wielu miejscach jest popękana i porozklejana. Ponadto niektóre żebra mają dziury i przetarcia niemalże do zera. Postanowiłem że będę rozcinał każde łączenie i wklejał tam ozdobny pasek z forniru (czarny-biały-czarny) równocześnie dbając o prawidłowe sklejenie ze sobą krawędzi żeber. Pomysł wydał mi się dobry, ale efekt prac nie bardzo mnie zadowolił. Szczegóły w opisach zdjęć. Tak miałem sobie wklejać te wstawki po jednej dziennie. Postanowiłem jednak w kilku miejscach oczyścić je z nadmiaru kleju oraz sprawdzić jak będą się prezentowały na gotowym instrumencie. Efekt mnie nie zadowolił. Czarny fornir zdominował resztę, prawdopodobnie pęczniejąc od kleju. Nie widzę jednak sposobu by to wykonać bez pęcznienia. W tym celu trzeba by to zrobić od zera, dopasowując każde żebro do sąsiadów i dociskając ładnie podczas klejenia. Ponadto pod światło patrząc okazało się, że nie wszędzie mam dobry styk żeber z wstawkami i światło prześwituje przez cienką warstwę kleju. Na gotowym instrumencie z politurą będzie to widoczne. Postanowiłem na razie wstrzymać się z robotą...
Pewnie każdy z nas tak ma, że jak nabędzie nowe deski, to je ogląda z każdej strony, podziwia ich estetykę oraz próbuje sobie wyobrazić jak wykonany z nich instrument będzie wyglądał. Otóż wczoraj przyszła do mnie paczka z fornirem, takim zwykłym tanim jaworowym 0,6 mm, z którego robię rozety oraz żyłki wszelakie. Rozłożyłem kilka listków forniru na blacie i leżała tam też mandolina...
Wtedy dotarło do mnie, że fornir jest bardzo ładny i ma estetyczną falę. Postanowiłem więc porzucić wcześniejszą metodę remontu na rzecz obklejenia mandoliny tym fornirem. Rozwiąże to następujące problemy:
- żebra każde z różnej parafii.
- dziurawe żebra które chciałem łatać.
- spasowanie wstawek forniru na łączeniach
Mój pomysł jak to zrobić:
- posklejam luźne żebra klejem cyjanoakrylowym od zewnątrz, tak by kopuła nie była nigdzie luźna.
- łączenia podkleję fornirem od wewnątrz, a przestrzenie między nimi również, ale fornirem w kontrastowym kolorze, tak żeby nie było widać resztek kleju których nie mogłem usunąć z wewnątrz.
- Do krawędzi pudła przykleję kilka poprzeczek w równych odstępach, tak jak żebra pod płytą. Będą one wystawać poza jego krawędź i posłużą do usztywnienia pudła na czas jego obklejania. Po skończonej pracy zostaną usunięte.
- wykończoną wewnątrz oraz usztywnioną kopułę oszlifuję z zewnątrz, tak by była jak najbardziej równa i kolista. Będę mógł ją trochę ścieniować.
- Dopasuję nowe żebra, których krawędzie podkleję czarnym fornirem.
- Żebra będę przyklejał po jednym, dociskając je sznurkiem. Sznurek będzie owijany o wystające końcówki pseudożeber o których wcześniej pisałem. Myślę również o gumkach.
Tak wygląda plan.
Na koniec prezentacja nowego forniru i mandoliny. Na zdjęciu widać też dwie wklejone między żebra wstawki.
Re: Mojej mandoliny renowacja
Sebastian ja najpierw bym wklejał wstawki między łączenia, następnie je oszlifował od środka a później dawał wzmocnienie łączeń a nie najpierw.
Gdzie kupujesz fornir jaworowy?
Gdzie kupujesz fornir jaworowy?
Pozdrawiam Janek
- SebastianL
- Posty: 751
- Rejestracja: 2020-06-16, 08:55
- Lokalizacja: Gliwice
Re: Mojej mandoliny renowacja
Janie. Właśnie taki był plan i zacząłem go realizować, lecz efekt mnie nie zadowolił. obklejając to pozbywam się wszelkich problemów. Nie będę musiał już dopasowywać wstawek. Czy nowa metoda da lepszy efekt? To się okaże w praniu.
Fornir zakupiłem u sprzedawcy z linka poniżej.
Forniry jaworowe ma w niskiej cenie oraz w różnych wymiarach, trzeba przeglądać poszczególne oferty. Ja kupiłem 24 liście o wymiarze 90 x 12 cm (2,59 m2) za 16,24 zł + 8,99 za dostawę. Jest to więc taniej niż jaworowy fornir który kupowałem na przykład w Madinterze, płaci się 8,90 euro netto za metr kwadratowy (co ciekawe zawsze dostawałem w tej cenie więcej niż metr, nawet porównywalnie do paczki którą kupiłem w Polsce). Różnica jest bardzo duża.
Dość intensywnie myślę nad rozpoczęciem prób barwienia forniru. Raz, że barwiony fornir jest bardzo drogi, a dwa że nie każdy odcień mi pasuje. Do tego od jakiegoś czasu Madinter i Maderas Barber nie mają w ofercie forniru palisandrowego i nie ma jak dodać brązu w rozetach i żyłkach.
https://allegro.pl/uzytkownik/magariall ... u-1-3-0717
Fornir zakupiłem u sprzedawcy z linka poniżej.
Forniry jaworowe ma w niskiej cenie oraz w różnych wymiarach, trzeba przeglądać poszczególne oferty. Ja kupiłem 24 liście o wymiarze 90 x 12 cm (2,59 m2) za 16,24 zł + 8,99 za dostawę. Jest to więc taniej niż jaworowy fornir który kupowałem na przykład w Madinterze, płaci się 8,90 euro netto za metr kwadratowy (co ciekawe zawsze dostawałem w tej cenie więcej niż metr, nawet porównywalnie do paczki którą kupiłem w Polsce). Różnica jest bardzo duża.
Dość intensywnie myślę nad rozpoczęciem prób barwienia forniru. Raz, że barwiony fornir jest bardzo drogi, a dwa że nie każdy odcień mi pasuje. Do tego od jakiegoś czasu Madinter i Maderas Barber nie mają w ofercie forniru palisandrowego i nie ma jak dodać brązu w rozetach i żyłkach.
https://allegro.pl/uzytkownik/magariall ... u-1-3-0717
- Waldzither9
- Posty: 1173
- Rejestracja: 2018-04-18, 23:05
Re: Mojej mandoliny renowacja
Może takie coś wyjdzie szybciej? Tylko trzeba by mieć plany.
Drugi wariant to skopiowanie tego co masz w ręku, i budowa według technologii jak w filmiku o Ud.
https://www.forumlutnicze.pl/viewtopic.php?f=8&t=4611
Drugi wariant to skopiowanie tego co masz w ręku, i budowa według technologii jak w filmiku o Ud.
https://www.forumlutnicze.pl/viewtopic.php?f=8&t=4611
Pozdrawiam Andrzej
- SebastianL
- Posty: 751
- Rejestracja: 2020-06-16, 08:55
- Lokalizacja: Gliwice
Re: Mojej mandoliny renowacja
Do dalszych prac musiałem doprowadzić płytę wierzchnią do grubości docelowej dla montażu, którą ustaliłem jako 2,5 mm. Myślę W internecie znalazłem informację, że typowa grubość dla takich mandolin wynosi 3,0 mm. Myślę że dla strun nylonowych 2,5 powinno być okej. Potem pozostaje jeszcze możliwość cieniowania płyty na gotowym instrumencie.
Zacząłem od wykonania rozety. Rozetę wykonałem z samych kolorowych pasków. Postanowiłem wypróbować metodę składania rozety, której jeszcze nie próbowałem. Dotychczas rozetę wykonywałem w całości na specjalnej ramce i potem wklejałem ją do kanału wyciętego w płycie. Metoda ta ma zalety i wady. Zaleta jest taka, że jeśli kanał i rozeta idealnie do siebie pasują, to wklejenie obędzie się bez problemów. Wady są następujące: trzeba się postarać by podczas klejenia rozety miała ona taką samą szerokość na całym obwodzie, co niestety czasem się nie udaje; jeśli rozeta i kanał nie są w jakimś miejscu dopasowane, to zostanie tam dziura; wycięcie kanału na całą rozetę na raz jest czasochłonne.
Tym razem postanowiłem rozetę wklejać fragmentami. Taka metoda zapewnia ponoć najlepsze dopasowanie elementów i daje większą kontrolę nad wklejanymi elementami. Chodzi o to, że wycina się kanały szerokości na przykład 7 mm i wkleja określoną ilość elementów. Gdy to wyschnie, to się to wyrównuje (to też jest łatwiejsze w przypadku wąskiego paska zamiast całej rozety), wycina kolejny kanał i wkleja kolejne fragmenty. Wycięcie takiego wąskiego kanału jest dużo prostsze, bo dłuto wybiera zwykle całą szerokość na raz i mniej czasu spędza się na wyrównywaniu dna oraz upewnianiu się czy kanał ma wszędzie równą głębokość. W końcu, wklejane elementy (pierścienie, drabinki, jodełki itd.) nie są ze sobą wcześniej sklejone, dlatego po umieszczeniu ich w kanale, w którym był klej, dopasowują się one do niego i spada ryzyko szpar między rozetą a powierzchnią płyty.
Oczywiście, podczas stosowania tej nowej dla mnie metody popełniłem pewien głupi błąd, ale o tym opowiem w komentarzu pod zdjęciem.
Zacząłem od wykonania rozety. Rozetę wykonałem z samych kolorowych pasków. Postanowiłem wypróbować metodę składania rozety, której jeszcze nie próbowałem. Dotychczas rozetę wykonywałem w całości na specjalnej ramce i potem wklejałem ją do kanału wyciętego w płycie. Metoda ta ma zalety i wady. Zaleta jest taka, że jeśli kanał i rozeta idealnie do siebie pasują, to wklejenie obędzie się bez problemów. Wady są następujące: trzeba się postarać by podczas klejenia rozety miała ona taką samą szerokość na całym obwodzie, co niestety czasem się nie udaje; jeśli rozeta i kanał nie są w jakimś miejscu dopasowane, to zostanie tam dziura; wycięcie kanału na całą rozetę na raz jest czasochłonne.
Tym razem postanowiłem rozetę wklejać fragmentami. Taka metoda zapewnia ponoć najlepsze dopasowanie elementów i daje większą kontrolę nad wklejanymi elementami. Chodzi o to, że wycina się kanały szerokości na przykład 7 mm i wkleja określoną ilość elementów. Gdy to wyschnie, to się to wyrównuje (to też jest łatwiejsze w przypadku wąskiego paska zamiast całej rozety), wycina kolejny kanał i wkleja kolejne fragmenty. Wycięcie takiego wąskiego kanału jest dużo prostsze, bo dłuto wybiera zwykle całą szerokość na raz i mniej czasu spędza się na wyrównywaniu dna oraz upewnianiu się czy kanał ma wszędzie równą głębokość. W końcu, wklejane elementy (pierścienie, drabinki, jodełki itd.) nie są ze sobą wcześniej sklejone, dlatego po umieszczeniu ich w kanale, w którym był klej, dopasowują się one do niego i spada ryzyko szpar między rozetą a powierzchnią płyty.
Oczywiście, podczas stosowania tej nowej dla mnie metody popełniłem pewien głupi błąd, ale o tym opowiem w komentarzu pod zdjęciem.
- SebastianL
- Posty: 751
- Rejestracja: 2020-06-16, 08:55
- Lokalizacja: Gliwice
Re: Mojej mandoliny renowacja
Jak pisałem tydzień temu. Postanowiłem nie odnawiać starej powierzchni kopuły. Uznałem za syzyfową pracę poprawę pęknięć, nierówności i niespasowanych elementy oraz wygląda na to, że nie udałoby mi się uzyskać pożądanej estetyki. Warto dodać, że choć na zdjęciach tego nie widać, to drewno jest szarawe, jakby brudne. Przypuszczam że mogło pociemnieć przez swoje wiele lat istnienia jako ta mandolina, zwłaszcza pod ciemnym lakierem.
Postanowiłem więc, że okleję mandolinę, dzięki czemu pozbędę się niedoskonałości oraz będę mógł postarać się o estetyczne wykonanie. Procedura jaką wymyśliłem jest następująca:
1. Wnętrze kopuły podkleję solidnie na łączeniach właściwych wręg, tak by była ona sztywna.
2. Gdy wnętrze będzie zabezpieczone, ścieniuję kopułę od zewnątrz, tak by jak najbardziej wyrównać jej powierzchnię oraz usunąć część materiału, skoro z obu stron doklejam kolejne warstwy. Nadmiar materiału to zbędna masa.
3. Obkleję kopułę.
Mam dużo zdjęć i opisów, więc nie zmieszczę się w jednym poście. Pierwsza porcja poniżej.
Postanowiłem więc, że okleję mandolinę, dzięki czemu pozbędę się niedoskonałości oraz będę mógł postarać się o estetyczne wykonanie. Procedura jaką wymyśliłem jest następująca:
1. Wnętrze kopuły podkleję solidnie na łączeniach właściwych wręg, tak by była ona sztywna.
2. Gdy wnętrze będzie zabezpieczone, ścieniuję kopułę od zewnątrz, tak by jak najbardziej wyrównać jej powierzchnię oraz usunąć część materiału, skoro z obu stron doklejam kolejne warstwy. Nadmiar materiału to zbędna masa.
3. Obkleję kopułę.
Mam dużo zdjęć i opisów, więc nie zmieszczę się w jednym poście. Pierwsza porcja poniżej.
- Załączniki
-
- Gdy wkleiłem jaworowe łaty, to postanowiłem że przestrzenie między nimi pozaklejam jakimś ciemnym fornirem, dla kontrastu.
Ogólnie, nie uważam by wnętrze instrumentu trzeba było ozdabiać, ale wymyśliłem, że taki pasiasty wzór będzie ładnie wyglądał podczas oglądania etykiety.
Kolor miał być kontrastowy. Planowałem naturalny brąz lub czarny. Niestety z ciemnych fornirów w odpowiedniej ilości zostały mi tylko kolorowe. Wybrałem więc czerwony.
- SebastianL
- Posty: 751
- Rejestracja: 2020-06-16, 08:55
- Lokalizacja: Gliwice
Re: Mojej mandoliny renowacja
Stara płyta wierzchnia miała grubość 3 mm, więc musiałem zadbać, by znalazła się ona na odpowiednim poziomie na krawędziach kopuły. Podczas demontażu wierzchu i tak uszkodziły się one, więc trzeba było je odbudować. W ten sposób przygotowałem wstępnie mandolinę na przyjęcie płyty wierzchniej. Szczegóły na zdjęciach.
- Załączniki
-
- Oto sposób przymiarki kopuły.
Gdy szlifowałem gryf, ustaliłem sobie następujące wytyczne:
- gryf był skręcony (śmigło) więc szlifując miałem go wyprostować
- Szlifowanie gryfu przeprowadzić w taki sposób, by miejsca łączenia ścianek mandoliny, to jest w rejonie załamania pudła, były dopasowane do grubości płyty wierzchniej.
Miejsce o którym mowa, wskazuję palcem (prawa krawędź zdjęcia).
-
- Postanowiłem nadbudować krawędzie paskami forniru.
Gdy kopuła leżała nad płytą wierzchnią, to zmierzyłem ile pasków mieści się między nią, a płytą. Pomiary zaznaczyłem.
Paski posklejałem wcześniej ze sobą i przed przyklejeniem ich do krawędzi kopuły postarałem się by idealnie pasowały.
W tej samej pozycji również przykleiłem te elementy, lecz niestety nie wykonałem zdjęcia.
-
- To paski po wklejeniu. Klejenie wykonałem w następujący sposób:
- kleiłem jedną na raz
- wklejkę oraz krawędź smarowałem klejem.
- ściskałem jedno i drugie ze sobą.
- w tym czasie aplikowałem dwie krople kleju cyjanoakrylowego i utwardzałem go aktywatorem (super sprawa gdy trzeba coś szybko skleić). Dzięki temu nie musiałem się martwić o docisk elementów ani kombinować. Klej CA trzymał wszystko w kupie.
-
- Dzięki tym wykałaczkom płyta od razu znajduje się we właściwym miejscu. Uznałem że to ułatwi mi jej dopasowanie, gdy przykleję do niej belki i będzie miała ona już krzywiznę.
I w tym miejscu popełniłem bardzo głupi błąd...
Jak widać, w płycie wykonałem cztery otwory zamiast dwóch.
Pewnie już wiecie o co chodzi.
Przyzwyczajony do szerokich podstrunnic gitary, nie wziąłem pod uwagę, że otwory nie mogą być zbyt daleko od osi, bo nie zakryje ich wtedy podstrunnica...
Tak się stało. Otwory wykonałem symetrycznie w odstępie 40 mm, podczas gdy podstrunnica w tym miejscu będzie miała 38 mm.
Otwory załatam, ale niestety będą widoczne na gotowym instrumencie.
- Waldzither9
- Posty: 1173
- Rejestracja: 2018-04-18, 23:05
Re: Mojej mandoliny renowacja
Te "wcięcia" po bokach utrudnią potencjalną możliwość zmiany ożebrowania, a stosowanie kleju CA w miejscach gdzie występują naprężenia w ilościach zauważalnych może okazać się nietrwałe.
Suma sumarum ma szanse że będzie ładna.
Suma sumarum ma szanse że będzie ładna.
Pozdrawiam Andrzej
Re: Mojej mandoliny renowacja
Bez obaw Andrzeju, Sebastian odwala kawał dobrej roboty i ja nie mam obaw, że coś nie będzie trzymało bo jak widać wszystko co mogłoby stanowić potencjalne problemy w przyszłości wymienia i zastępuje zdrowym drewnem. Pracy włożonej jest tyle, że powstałby nowy instrument ale nie oto chodzi. Teraz Sebastian nabywa bezcennej wiedzy i praktyki co zaowocuje przy budowie a napewno popełniłby sporo błędów przy budowie pierwszej lutni. Teraz liczba potencjalnych błędów spadła do minimum i o to chodzi.
Pozdrawiam Janek