: 2013-03-18, 10:35
Wszystkie uwagi i spostrzeżenia oraz próby opisania w postaci algorytmu matematycznego zjawisk związanych z tym wszystkim, co nadaje charakter brzmienia gitarze są prawdziwe i słuszne. ( po dziś dzień nie udało się jednak wykonać takiego modelu dla skrzypiec Stradivariego) Pozostaje jednak czynnik ludzki i własności materiału wyjściowego.
Nie od dzisiaj wiadomo, że nawet wykonane z tego samego kawałka drewna kolejne instrumenty nigdy nie będą tak samo brzmiały. Gdyby było inaczej , to powstały by linie produkcyjne wytwarzające X takich samych instrumentów.
Rozważania teoretyczne związane ze strojeniem płyty wierzchniej , jeżeli by przyjąć , że będą wykorzystywane w praktyce spowodowały by, że czas wykonania instrumentu o założonych parametrach - charakterystyce akustycznej byłby nie do określenia. Ponadto ilość przetestowanego materiału koniecznego w użyciu dla wykonania była by liczona w metrach sześciennych (oby tylko). Ale to nie wszystko. Dalej jest obróbka - możliwa do precyzyjnej kontroli, zachowanie takiego samego mikroklimatu pracowni - możliwy do kontroli , montaż, lakierowanie i wszystkie inne detale, które o końcowym efekcie decydują o wartości użytkowej, artystycznej, a na końcu - cena! No i ostateczny odbiorca gotowego instrumentu - gdzie testować instrument, w jakich warunkach akustycznych, jak zapewnić stałość mikroklimatu, jakie kryteria oceny przyjąć, jak przewidzieć brzmienie w innych niż testowe warunki. To jest loteria do końca.
Zawsze tak było, że nawet na najlepszej linii montażowej można było znaleźć egzemplarze mierne i wybitne, chociaż reżim technologiczny był taki sam i bardzo surowy.
Myślę, że właśnie sztuka budowania instrumentów - tutaj lutnictwo, będzie zawsze sztuką, a jako taka podlega innym kryteriom odbioru. I niech tak zostanie.
Nie oznacza to jednak, że nie powinniśmy korzystać z praktycznej wiedzy i porad doświadczonych kolegów, wzorować się na uznanych mistrzach, bo to jednocześnie pozwala nam weryfikować mity narosłe wokół wieeelu tematów około lutniczych.
Stąd jestem zdania, że dyskutować należy, ale przede wszystkim weryfikować wnioski z dyskusji w praktyce, bo tylko wtedy będziemy (lub nie) wiedzieli, czy przyjęliśmy słuszne założenia. Chociaż nie jest to pewne do samego końca.
Odnawiajmy zatem stare instrumenty, budujmy swoje własne i cieszmy się efektami własnej pracy. To jest nagroda za wysiłek włożony w pracę.
Z jaka przyjemnością patrzy się na efekty pracy kolegów z forum, jak łamią mity (często skutek zabiegów marketingowych), przezwyciężają opór materii, by na końcu zobaczyć własną rozjarzoną michę w lustrze.
I tak trzymać.
Pozdrawiam, Ryszard
Nie od dzisiaj wiadomo, że nawet wykonane z tego samego kawałka drewna kolejne instrumenty nigdy nie będą tak samo brzmiały. Gdyby było inaczej , to powstały by linie produkcyjne wytwarzające X takich samych instrumentów.
Rozważania teoretyczne związane ze strojeniem płyty wierzchniej , jeżeli by przyjąć , że będą wykorzystywane w praktyce spowodowały by, że czas wykonania instrumentu o założonych parametrach - charakterystyce akustycznej byłby nie do określenia. Ponadto ilość przetestowanego materiału koniecznego w użyciu dla wykonania była by liczona w metrach sześciennych (oby tylko). Ale to nie wszystko. Dalej jest obróbka - możliwa do precyzyjnej kontroli, zachowanie takiego samego mikroklimatu pracowni - możliwy do kontroli , montaż, lakierowanie i wszystkie inne detale, które o końcowym efekcie decydują o wartości użytkowej, artystycznej, a na końcu - cena! No i ostateczny odbiorca gotowego instrumentu - gdzie testować instrument, w jakich warunkach akustycznych, jak zapewnić stałość mikroklimatu, jakie kryteria oceny przyjąć, jak przewidzieć brzmienie w innych niż testowe warunki. To jest loteria do końca.
Zawsze tak było, że nawet na najlepszej linii montażowej można było znaleźć egzemplarze mierne i wybitne, chociaż reżim technologiczny był taki sam i bardzo surowy.
Myślę, że właśnie sztuka budowania instrumentów - tutaj lutnictwo, będzie zawsze sztuką, a jako taka podlega innym kryteriom odbioru. I niech tak zostanie.
Nie oznacza to jednak, że nie powinniśmy korzystać z praktycznej wiedzy i porad doświadczonych kolegów, wzorować się na uznanych mistrzach, bo to jednocześnie pozwala nam weryfikować mity narosłe wokół wieeelu tematów około lutniczych.
Stąd jestem zdania, że dyskutować należy, ale przede wszystkim weryfikować wnioski z dyskusji w praktyce, bo tylko wtedy będziemy (lub nie) wiedzieli, czy przyjęliśmy słuszne założenia. Chociaż nie jest to pewne do samego końca.
Odnawiajmy zatem stare instrumenty, budujmy swoje własne i cieszmy się efektami własnej pracy. To jest nagroda za wysiłek włożony w pracę.
Z jaka przyjemnością patrzy się na efekty pracy kolegów z forum, jak łamią mity (często skutek zabiegów marketingowych), przezwyciężają opór materii, by na końcu zobaczyć własną rozjarzoną michę w lustrze.
I tak trzymać.
Pozdrawiam, Ryszard