renowacja gitary no name
: 2018-07-07, 17:25
Zwrócił się do mnie znajomy z prośbą o doprowadzenie do stanu używalności gitary klasycznej - tak przynajmniej wygląda.
Sprzęcicho raczej na opał, ale wartość sentymentalna, teściu grał na niej , a teraz chce aby wnuczka grała. No dobra, znajomy itd, więc orzekłem, że dopiero po oględzinach zapodam co i jak i za ile.
Oględziny : struny stalowe, gryf odspojony (stopka)- ktoś poskręcał go śrubami i "skleił" wikolem; poziom podstrunnicy w stosunku do mostka niższy o ok 6-7 mm, popękane i odklejone żebrowanie wewnętrzne, mostek naderwany i przykręcany na wkręty do pudła, szczeliny wypełnione wikolem; płyta wierzchnia sklejka świerk- coś tam-świerk, lakier nitro spękany jak w markowym instrumencie z dawnych lat, klucze nie oryginalne - powinny być z tulejami, były gołe i wiszące w powietrzu- inny rozstaw otworów niż powinien .
Ale to dopiero początek, bo jak próbowałem odspoić podstrunnicę, to się okazało, że jest ona z dębu pomalowanego bejcą.
Na pierwszy ogień poszedł mostek, grzanie, podważanie, poszło. I ZONK! pod mostkiem , w płycie brakowało 3/4 masy, której role przejął klej, mostek chyba bukowy.
Teraz gryf i przyległości. Grzanie trochę pomogło, ale i tam domorosły fachowiec używając wikolu pozalewał szczeliny i skutki były opłakane. Nie dało się za chińskiego boga wyjąć stopy z pudła, więc podjąłem decyzje o całkowitym odspojeniu podstrunnicy. Kuźwa , wtopa na całego !
Okazało się, że podstrunnica przyklejona jest klejem mocznikowym, deseczka wycięta z materiału z uskokiem słojów i musiała pęknąć! Jakby kiełbasę ukroił.
Powiadomiłem zleceniodawcę o ruinie, ale on nawet nie mrugnął i orzekł - odbudować ! Kupno NOWEGO, lepszego jakościowo instrumentu w cenie niższej od kosztów naprawy nie wchodziło w rachubę. No kuźwa, sierp tatowy !
Zdemontowałem wszystko do cna, oczyściłem z lakieru, dorobiłem mostek z palisandru ( mam deskę podłogową i to się super sprawdza), dopasowałem stopę do pudła, skleiłem rozerwany klocek trzymający gryf (titebond wdmuchniety sprężonym powietrzem), skleiłem/ podkleiłem ożebrowanie ( klej kostny), podstrunnicę wyciąłem z mahoniu i naciąłem sloty, spasowałem podstrunnice z gryfem i pudłem (ustawienie kąta), wkleiłem (titebond) gryf i "zaszpuntowałem" w kanale jaskółczego ogona ( luz był ok 1,5 mm !, nabiłem progi obrobiłem na gotowo i przykleiłem do gryfu (klej kostny).
Teraz lakierowanko. Nitro nie wchodził w rachubę, bo wnikając z pęknięcia powodował by podnoszenie się krawędzi, a ja nie miałem zamiaru psuć tego świetnego efektu starego lakieru, więc matowanie i akryl 2 składnikowy na całości. Teraz matowanie i polerka. No i drugi zonk. Jak jeszcze dało się w miarę wypolerować dek i plecy, to o boczkach zapomnij! dałem do zakładu stolarskiego na lakiernię i też dupa blada! Nie potrafili sobie dać rady. Decyzja- boczki zostają w macie. Czyli matowanie papierem do 2000 i tylko woskowanie. Efekt oceniam na 4+.
No i został temat mostka. Pierwotna os gryfu była przesunięta o ok 4 mm , co skutkuje niesymetrycznym mostkiem dopasowywanym do istniejącego miejsca. Mostek spasowany, ubytki sklejki w miarę uzupełnione (trociny z klejem), przyklejony ( klej kostny), mostek ustawiony, siodełko spasowane do stosownej akcji i mogę powiedzieć, że wyszło jako tako.Lepiej chyba niż w oryginale.
Sprzęt stroi, gada i jest taki ...., no powiedzmy do strawienia, albowiem jak mawiał mój antenat, chu..m chrzanu nie nakopiesz, potrzebny jest szpadel.
Poniżej obrazowa fotorelacja z tego ,co nie zapomniałem uchwycić.
Sprzęcicho raczej na opał, ale wartość sentymentalna, teściu grał na niej , a teraz chce aby wnuczka grała. No dobra, znajomy itd, więc orzekłem, że dopiero po oględzinach zapodam co i jak i za ile.
Oględziny : struny stalowe, gryf odspojony (stopka)- ktoś poskręcał go śrubami i "skleił" wikolem; poziom podstrunnicy w stosunku do mostka niższy o ok 6-7 mm, popękane i odklejone żebrowanie wewnętrzne, mostek naderwany i przykręcany na wkręty do pudła, szczeliny wypełnione wikolem; płyta wierzchnia sklejka świerk- coś tam-świerk, lakier nitro spękany jak w markowym instrumencie z dawnych lat, klucze nie oryginalne - powinny być z tulejami, były gołe i wiszące w powietrzu- inny rozstaw otworów niż powinien .
Ale to dopiero początek, bo jak próbowałem odspoić podstrunnicę, to się okazało, że jest ona z dębu pomalowanego bejcą.
Na pierwszy ogień poszedł mostek, grzanie, podważanie, poszło. I ZONK! pod mostkiem , w płycie brakowało 3/4 masy, której role przejął klej, mostek chyba bukowy.
Teraz gryf i przyległości. Grzanie trochę pomogło, ale i tam domorosły fachowiec używając wikolu pozalewał szczeliny i skutki były opłakane. Nie dało się za chińskiego boga wyjąć stopy z pudła, więc podjąłem decyzje o całkowitym odspojeniu podstrunnicy. Kuźwa , wtopa na całego !
Okazało się, że podstrunnica przyklejona jest klejem mocznikowym, deseczka wycięta z materiału z uskokiem słojów i musiała pęknąć! Jakby kiełbasę ukroił.
Powiadomiłem zleceniodawcę o ruinie, ale on nawet nie mrugnął i orzekł - odbudować ! Kupno NOWEGO, lepszego jakościowo instrumentu w cenie niższej od kosztów naprawy nie wchodziło w rachubę. No kuźwa, sierp tatowy !
Zdemontowałem wszystko do cna, oczyściłem z lakieru, dorobiłem mostek z palisandru ( mam deskę podłogową i to się super sprawdza), dopasowałem stopę do pudła, skleiłem rozerwany klocek trzymający gryf (titebond wdmuchniety sprężonym powietrzem), skleiłem/ podkleiłem ożebrowanie ( klej kostny), podstrunnicę wyciąłem z mahoniu i naciąłem sloty, spasowałem podstrunnice z gryfem i pudłem (ustawienie kąta), wkleiłem (titebond) gryf i "zaszpuntowałem" w kanale jaskółczego ogona ( luz był ok 1,5 mm !, nabiłem progi obrobiłem na gotowo i przykleiłem do gryfu (klej kostny).
Teraz lakierowanko. Nitro nie wchodził w rachubę, bo wnikając z pęknięcia powodował by podnoszenie się krawędzi, a ja nie miałem zamiaru psuć tego świetnego efektu starego lakieru, więc matowanie i akryl 2 składnikowy na całości. Teraz matowanie i polerka. No i drugi zonk. Jak jeszcze dało się w miarę wypolerować dek i plecy, to o boczkach zapomnij! dałem do zakładu stolarskiego na lakiernię i też dupa blada! Nie potrafili sobie dać rady. Decyzja- boczki zostają w macie. Czyli matowanie papierem do 2000 i tylko woskowanie. Efekt oceniam na 4+.
No i został temat mostka. Pierwotna os gryfu była przesunięta o ok 4 mm , co skutkuje niesymetrycznym mostkiem dopasowywanym do istniejącego miejsca. Mostek spasowany, ubytki sklejki w miarę uzupełnione (trociny z klejem), przyklejony ( klej kostny), mostek ustawiony, siodełko spasowane do stosownej akcji i mogę powiedzieć, że wyszło jako tako.Lepiej chyba niż w oryginale.
Sprzęt stroi, gada i jest taki ...., no powiedzmy do strawienia, albowiem jak mawiał mój antenat, chu..m chrzanu nie nakopiesz, potrzebny jest szpadel.
Poniżej obrazowa fotorelacja z tego ,co nie zapomniałem uchwycić.