Ja, w roku 1965 zrobiłem sobie swoją pierwszą gitarę właśnie używając właśnie takich mosiężnych sztabek grubości 1 mm - sloty nacinane brzeszczotem do metalu przeszlifowanym na grubości. Gitara grała, nawet stroiła - nikt z kolegów nie mówił, że nie
![:-D](./images/smilies/icon_biggrin.gif)
i progi wystawały sporo, a przynajmniej tak mi się kojarzy dzisiaj - struny też sypały się gęsto i często. Co do racjonalności główki, czy sztabki, to wydaje się, że główka pozwala na korektę punktu szczytowego w granicach szerokości główki, główka daje większy komfort gry, struny się nie przecierają, a w końcu porównać techniki gry dzisiaj, a w latach -stych ub. wieku, to mamy jasność o wyższości. Nie znam mandoliny, ale w tym instrumencie chyba podciągnięć się nie robi.
Wracając do progów, to kupiłem na bazarze za b.małe pieniądze wschodni instrument (turecki) o nazwie saz, w którym progi są wykonane z żyłki nylonowej owiniętej wokoło gryfu i też gra.
Piotr. Nie zmieniaj podstrunnicy. Nie godzi się okaleczać tej mandoliny i dawać jej protezę.
Pozdrawiam, Ryszard